Szłam dzisiaj ze swoim psem przez nasz myślenicki park na Zarabiu. Tym, którzy nie znają tego miejsca trochę go przybliżę. Jest to przestrzeń zielona, ciągnąca się wzdłuż brzegu rzeki Raby przez jakieś 2 km. Rośnie tu dużo drzew, zwłaszcza starych kasztanowców, są asfaltowe alejki biegnące do siebie równolegle, oddzielone pasmami trawników. Jest plac zabaw, gdzie dzieci aktywnie spędzają czas. Tutaj w słoneczne, ciepłe dni spotyka się wiele różnych nacji. Są spacerowicze starsi i młodzi, rodzice z dziećmi w wózkach i na małych rowerkach, są miłośnicy przyrody odpoczywający na ławkach, ludzie uprawiający jogging. Jedna z alejek jest przeznaczona dla rowerzystów, ale ludzi na rowerach oraz na rolkach spotkać można również na alejkach przeznaczonych dla pieszych. W Naszym parku jest również wielu właścicieli przechadzających się z psami, tymi dużymi typu owczarki, ale też z maluchami, typu yorki. Jest też szczególna „ławeczka”, którą okupują „smakosze mocnych trunków”, niejednokrotnie z kręcącym się wokół nich psiakiem, raz jednym raz drugim. Czasem poruszają się po nim psy, tzw. wolne elektrony czyli takie, które mieszkają nieopodal, ale nie mają dobrej opieki i na własną łapę zwiedzają świat. Dwa razy nawet widziałam zająca, który sobie kicał po trawniku…. ;). Jednym słowem dużo się dzieje w naszym parku, wszyscy starają się mniej lub bardziej szanować innych użytkowników. Jest to miejsce, patrząc z punktu widzenia psa, gdzie szczególnie w ciepłe, słoneczne dni jest dużo bodźców.
Dziś jest środa, jeden z nielicznych ciepłych dni zaczynającej się w tym roku kapryśnej wiosny. Idziemy sobie z Nortonem niespiesznie, ludzi wokół sporo, ale nie za dużo. Prowadzę swojego psiaka na 5 metrowej lince, gdyż jest jeszcze w fazie rekonwalescencji po przebytej kontuzji i zabiegu chirurgicznym (historię o jego chorobie opisałam niedawno, możesz przeczytać tę opowieść tutaj: http://www.grabowskaszkolenie.pl/osobista-opowiesc-o-lapie/ ) i nie wolno mu brykać. Asekuruję go więc linką, pilnując, aby nie biegał. Norton węszy sobie, swobodnie przemieszcza się po parku wiedząc, że wszędzie gdzie pójdzie, ja podążę za nim. Nie wstrzymuję go, nie ściągam, nie szarpię linki. Skoro musi być na uwięzi to musi, ale to nie znaczy, że ma mieć zupełnie ograniczoną wolność. Wolność dla naszych psiaków ma wielkie znaczenie. Dlatego tak ważne jest, aby nauczyć każdego futrzaka przychodzić na wołanie. Wtedy możemy sobie z nim spacerować luzem, co daje naszym pupilom wiele radości, możliwość swobodnego penetrowania środowiska. Tak więc Norton węszył sobie lawirując po trawie i alejkach, nie bardzo zwracając uwagę na to, co wokół nas się dzieje. Za to ja – oczy naokoło głowy, lustruję dość uważnie środowisko. Wiecie, jak się ma dużego, czarnego psa, jest się szczególnie na cenzurowanym. Ludzie boją się takich psów, cóż – mają prawo ;) Za każdym razem, gdy na naszej trajektorii pokazywali się ludzie, pies dostawał hasło ”lewa”, co w naszym wspólnym języku oznacza, przejdź na moją lewą stronę i trzymaj się blisko nogi.
Zobaczyłam w niedalekiej odległości od naszej trasy ławeczkę, na której siedziało dwoje młodych ludzi z dzieckiem w wózku. Norton przemieszczał się po trawniku po tej samej stronie co zaobserwowani przeze mnie wypoczywający rodzice. Gdy byliśmy już od nich na jakieś 3 metry zauważyłam, że pod ławką siedzi mały psiak. Zanim zdążyłam zareagować, wyskoczył w naszą stronę z głośnym szczekaniem, wyraźnie skierowanym w stronę Nortona. On zatrzymał się, ja również. Zobaczyłam, że na grzbiecie postawił sierść, trochę się wystraszył, bo była to groźba innego, chociaż małego, ale jednak pobratymca. Piesek bardzo agresywnie głosił mojemu psu, aby sobie poszedł. Norton na pewno zrozumiał jego mowę, był spokojny i zapewne myślał co zrobić, bo na drugim końcu linki byłam ja. Trwaliśmy tak, może kilka sekund, gdy młody człowiek wystartował z ławki i podbiegł do szczekającego yorczka. Krzyczał głośno, aby ten się uspokoił chcąc go złapać. Ale maluch zwinnie uciekł pod ławkę, kryjąc się przed pełnym złości właścicielem. Był wyraźnie zły z powodu zachowania psiaka, zapewne zupełnie nie rozumiejąc i nie akceptując jego zachowania. W tym momencie ruszyliśmy z Nortonem z miejsca, chcąc się oddalić, gdy zobaczyłam rękę (w sumie nie wiem czyją) mocno uderzającą psiaka w zadek i jego skuloną sylwetkę.
– „Proszę nie bić pieska!” – usłyszałam własny głos.
– „Ale on jest niegrzeczny!” – padła odpowiedź
– „Nie!- odpowiedziałam zwolniwszy nieco, ale nie zatrzymywałam się – on się po prostu boi mojego psa, on się boi i mówi, abyśmy sobie poszli”
– ”On zawsze tak się zachowuje”
– „Państwa piesek się boi, stara się odpędzić drugiego psa. Gdy do was wraca prosi o pomoc, a wy postępując w ten sposób, pokazujecie mu, że nie może na was liczyć, uczy się, że gdy przybiega do was to dostaje manto, więc możliwe, że niedługo nie będzie do was chciał przychodzić! Jakie ma trudne życie, nie dość, że boi się innych psów, to jeszcze musi się bać własnych opiekunów”.
-”Tak???” – wielkie zdziwienie w głosie pana usłyszałam.
Ponieważ cały czas się od nich oddalałam, powiedziałam jeszcze tylko na odchodne;
-”Proszę mi wierzyć! Jestem szkoleniowcem…”- ale siara!, co? ;)
Bardzo mnie zbulwersowała postawa tych ludzi. Nie zatrzymywałam się, aby im wyjaśnić o co mi chodzi, bo widziałam, jak mały piesek boi się Nortona i nie chciałam go narażać na więcej stresu. Ale ich wielkie zdziwienie na moje słowa, dało mi wiele do myślenia… Naprawdę są ludzie, którzy nie rozumieją uczuć swoim milusińskich? Oddaliłam się szybkim krokiem podążając za moim „mistrzem” :) Przecież bicie to żadna metoda wychowawcza, to tylko oznaka naszej słabości, to wyładowanie frustracji, naszej złości. Proszę takich ludzi, aby zapisali się na siłownię, albo sprawili sobie worek treningowy i na nim wyładowali wszystkie swoje złe emocje!
Po chwili zrównałam się z inną kobietą, która pchała przed sobą wózek i ta zagadnęła mnie:
-”Czy oni naprawdę uderzyli tego psiaka?”- widocznie moje słowa były dość głośne i zwróciły uwagę pozostałych osób w pobliżu.
-”Tak”- odrzekłam.
-”Pewnie w domu dostaje więcej, skoro nie potrafią się powstrzymać w miejscu publicznym – powiedziała do mnie pani – w wózku mają dziecko… Ale co się dziwić, że ludzie nie umieją postępować z psem, skoro nie potrafią postępować ze swoimi dziećmi. Zamiast nagradzać za dobre uczynki, potrafią tylko strofować… Ciekawe czy jego też biją?” – Miała chyba na myśli dziecko w wózku…
To pytanie zostawiłam już bez odpowiedzi, poszliśmy przed siebie.
Hmm. Co napisać…..? Ja wiem, że dzisiejszy świat jest bezlitosny, ludzie bezrefleksyjni, bez wiedzy, osamotnieni, sfrustrowani… Ale nie można się usprawiedliwiać, tym, że w życiu mamy ciężko. Gdy bierzemy sobie do domu psa, należy zadbać o jego dobrostan, swoje umiejętności, o wiedzę. Bicie psa nie rozwiązuje żadnego problemu!!! Wręcz może stwarzać kolejne! Gdy używamy przemocy w stosunku do innej istoty to zrywamy dobrą relację, zaczynamy być nie godni zaufania.
Posłuchajcie jak to wyglądało z punktu widzenia małego psiaka.
„Siedzę sobie pod ławką, obok moja ludzka rodzina. Nagle na wprost mnie idzie wielki pies. Ja się boję innych psów, zwłaszcza takich dużych. Moja rodzina chyba go nie widzi, nic nie robią, aby go zatrzymać. Już kiedyś miałem spotkanie z innym takim olbrzymem i mało co nie zemdlałem ze strachu. W ogóle nie mogę ufać moim ludziom, albo brak im czujności, albo nie potrafią mnie obronić. Muszę zadziałać sam, odstraszę go, napadnę, zaszczekam, może sobie pójdzie….”
Gdy wyskakuje spod ławki i szczeka, zatrzymuje Nortona, on go posłuchał. A co robią jego ludzie? Zamiast dać mu wsparcie, albo wręcz pochwalić jaki jest dzielny, biją go! Przede wszystkim mogli wcześniej zareagować i dać poczucie bezpieczeństwa swojemu pieskowi. Pan powiedział do mnie, że on tak zawsze robi, tzn., że wiedzieli jak zareaguje… Można spokojnie wyciągnąć wnioski, że psiak nie ufa swoim ludziom i musi zadbać o siebie sam, po psiemu!
Ja wiem, że wszyscy popełniamy błędy, że nie mamy wiedzy w każdym temacie. Ale jesteśmy odpowiedzialni za dobro zwierząt, które bierzemy sobie do domu. Mamy taki obowiązek! Czasami wystarczy trochę empatii, trochę poobserwować swoje zwierzątko i pomyśleć czego mu potrzeba. Wreszcie, gdy nie umiemy sobie poradzić sami, należy poszukać, poczytać, można też udać się gdzieś po poradę.
Kochani szanujmy się nawzajem, szanujmy również naszych braci mniejszych! Pozdrawiam serdecznie,
Wasza psiapsiółka, trenerka, instruktorka szkolenia psów
Danuta Grabowska