O WARSZTATACH
–
Wyobraźcie sobie taką scenografię i akcję : wielka , ogrodzona przestrzeń z trawą i małym jeziorkiem z boku, pod ogrodzeniem siedzi grupka ludzi. Po chwili przy bramie pojawia się człowiek z psem. Przechodzą przez bramę i pies zostaje odpięty ze smyczy. Pies wchodzi, zatrzymuje się, wącha podłoże po czym obsikuje to miejsce. I co się dzieje ? Marina woła: „Brava”, Paulina: „Bravo”, opiekunka psa: „Dobry pies. Super”. Pies patrzy na Marinę, opiekunkę, wesoło merda ogonem i biegnie dalej. Dla kogoś niewtajemniczonego sprawa wygląda niedorzecznie, jakieś nawiedzone kobiety ( w okazałej większości) chwalą psa za sikanie !
–
Dalej psiak swobodnie przemieszcza się po terenie, idzie gdzie chce, bez ingerencji ludzkiej.Właściwie żadnych słów nie wypowiadamy na placu. Wchodzi do wody i znów słyszy „Bravo”, „Bravissimo”. Ośmielony zażywa kąpieli. Wychodzi z jeziorka i zauważa innego psa. Może robić co chce, zastanawia się czy chce podejść i przywitać się. Każda decyzja jest przyjmowana entuzjastycznie, jeśli nie chce i odchodzi ; „Brava”, „Bravo”, „Super” , jeśli podchodzi i wita się – również aplauz. Tamten pies obwąchuje miejsca, gdzie pierwszy podreptał, obsikał i też znaczy je moczem i znów pochwała… Śmieszne ? Na każde „Bravo” wykrzykiwane entuzjastycznie przez człowieka pies reaguje radością i zadowoleniem. Jest wyraźnie szczęśliwy, że jest chwalony, że ma wsparcie. Za co, spytacie ? Za odwagę, za pewność siebie, której wielu psom brakuje lub jest niewystarczająca, aby mógł swobodnie przebywać w towarzystwie innych psów lub ludzi.
–
Tak mniej więcej w skrócie – wyglądały trzydniowe warsztaty psiej komunikacji, tzw. klasy.
–
Było pięknie, prowadzący pełni empatii, miłości, szacunku do każdego psa i wyrozumiałości do każdego z opiekunów. Uczestnicy gotowi dawać wsparcie swoim pupilom, chłonący wiedzę przekazywaną przez prowadzące wszystkimi zmysłami… Było jak w bajce. :)
–
Następnego dnia wybrałam się na spacer z Nortonem. Włóczyliśmy się po łąkach, ja jeszcze zatopiona w rozmyślaniach na tematy poruszane na warsztatach, Norton zajęty węszeniem. W pewnym momencie na horyzoncie zobaczyliśmy goldena, który przeciął nam drogę zajęty swoimi sprawami. Norton zapytał czy może podążyć za nim, dałam mu wolną rękę, przepraszam-łapę. Pobiegł za nim, lecz nie dogonił go. Tamten nie był zainteresowany kontaktem z nami. Po chwili replay… idzie drugi. Ten jest bliżej, Norton znowu podjął próbę przywitania. Udało się. Naraz z dołu pojawia się mężczyzna obwieszony smyczami. Znam go z widzenia, powinien być jeszcze jeden pies z nim. Grubym głosem nawrzeszczał na tego, który przywitał się z Nortonem i akurat podszedł do mnie się zapoznać. Pies nie słuchał go wcale, ale wyraźnie skurczył się w sobie. Z dołu pagórka zauważyłam trzeciego psiaka, to seniorka, porusza się pomału. Ona też przywitała się z moim psem. Zagadałam do mężczyzny, że cieszę się , że widzę całą trójkę. Ale on oddalał się od nas wrzeszcząc wciąż na tę ostatnią, 10 letnią sunię , aby szybciej szła i nie zostawała w tyle… Przypomniało mi się , jak w zeszłym roku, gdy się spotkaliśmy, mężczyzna używał siły fizycznej , pretensji i niezadowolenia wobec tych goldenów. Wrzaski, połajanki, niezadowolenie raczej rzadko opuszcza tego człowieka zdaje mi się. I zrobiło mi się smutno porównując jego stosunek do swych psiaków z tym, co się działo podczas warsztatów.
–
Ciąg dalszy za tydzień.
–
Danuta Grabowska, psia-psiółka
ten artykuł jest chroniony prawami autorskimi, kopiowanie i upublicznianie bez zgody autorki zabronione